wtorek, 22 października 2013

Anything is possible if you just believe

Nie ważne kim jesteś, nie ważne czym się zajmujesz, nie ważne w jakim momencie życia się znajdujesz. Jedno co się liczy to Twoje marzenia, Twoje cele i Twoja motywacja aby je osiągnąć.
Jeśli w coś wierzysz, chcesz coś osiągnąć nie bój się po to sięgnąć... Cały świat będzie Ci sprzyjał abyś dotarł tam gdzie zmierzasz. Jedyne czego Ci potrzeba to wiara. Wiara w to, że wszystko jest możliwe.



niedziela, 1 września 2013

'leniwy' weekend

Kiedy przychodzi weekend zwyczajnie zwalniam tempo. Kiedy cały tydzień jestem na wysokich obrotach, muszę załatwic milion spraw, zrobić zakupy czy zrealizować projekty, potrzebuję jeden dzień w tygodniu, gdy zwyczajnie mogę 'odpocząć'... Tym dniem jest u mnie sobota.

"At the weekend the fairy godmother changed me into a cat: then I sleep, I eat, I potter around the house and I have no remorse."

While the weekend comes, I simply slow down the rate.
While entire week I'm into high gear, I have to do a million things, go shopping or realize projects, I need one day a week when I can simply 'relax' ... This day is for me Saturday.

niedziela, 30 czerwca 2013

Wakacje

Co prawda studentów obowiązują trochę inne zasady jednak jutro, można powiedzieć, zaczynają się wakacje - 3 miesiące, które postanawiam wykorzystać na realizację celów z mojej listy i na samorozwój w celu osiągnięcia założeń które podejmę. 
--
It is true that academic year has different rules, but tomorrow, you can tell holiday starts - three months to take advantage of goals I decide to achive and the self-development.




wtorek, 4 czerwca 2013

Support Turkey!!!

Cały świat, zwłaszcza dzięki sile Facebooka, obiegła informacja o zamieszkach w Turcji. Dzieje się źle. Tu możecie przeczytać artykuł na ten temat.

piątek, 31 maja 2013

Albufeira

Dwa i pół roku prawie tyle czasu minęło odkąd poznałam Tiago i postanowiłam odwiedzić go i przy okazji zobaczyć Portugalię. Los jednak chciał inaczej i nie spotkałam się z nim w Lizbonie, jednak Portugalię zwiedziłam wzdłuż i bardzo się z tego cieszę. Choć nadal pozostaje tam sporo miejsc do odkrycia i nie mogę powiedzieć, że to była pierwsza i zarazem ostatnia wizyta. 
--
Two and a half year - so long since I met Tiago and I promised myself to visit him and see Portugal. Unfortunately the Fortune decided something else, I've never met him in Lisbon, but I've seen Portugal at least and I am glad for it. Although there is still a lot of places to discover, and I can say that this was the first and last visit.
już od granicy można zobaczyć zaniedbane piękno...

Jak zwykle ruszyliśmy z lekkim opóźnieniem, no ale to przecież Hiszpania :) Na szczęście Portugalia leży w innej strefie czasowej czyli na podróży zyskaliśmy godzinę.
--
As usual, we left with a slight delay, but it's Spain :) Luckily Portugal is in a different time zone which means that on a trip we gained an hour.


niedziela, 26 maja 2013

Gibraltar - czyli jakie urocze"Małpki"!

To co się wydarzyło na Gibraltarze powinno zostać na Gibraltarze, jednak chcę się z tym podzielić, ku przestrodze dla wszystkich, którzy planują tam pojechać. To co tam przeżyłam to mieszanka przerażenia, zachwytu, tęsknoty i chęci do dalszych podróży. 
--
That what happened in Gibraltar should stay in Gibraltar, but I want to share it, as a warning to anyone planning to go there. This is what I experienced there is a mixture of fear, admiration, longing and desire to continue the journey.
Gibraltar i jego małpy


Jednak aby zrozumieć całość muszę trochę opowiedzieć o całej podróży...
--
But in order to understand the whole story I have to tell you a bit about trip ...


piątek, 17 maja 2013

Ronda - miasto nad przepaścią

Dlaczego chciałam pojechać do Rondy? Odpowiedź jest bardzo prosta - zdjecie na Facebooku:
Why I wanted to go to Ronda at the first place? Answer is really simple - photo on Facebook:

miasto nad przepaścią

Zobaczyłam je przypadkiem, ale postanowiłam sprawdzić gdzie to jest... no i musiało się znaleźć na trasie BigTrip :) 
I saw it by accident, but decided to check where it is ... So it had to find a place on BigTrip :)

Semana Santa w Sewilli

Hmm... od czego zacząć? O tym jak o Semana Santa się dowiedziałam i dlaczego chciałam to zobaczyć już pisałam więc nie będę się powtarzać... Ale chciałabym napisać coś więcej o tym skąd właściwie wzięła się ta tradycja i dlaczego Sewilczycy są tak religijni. 
--
Hm.. Where should I start? I wrote already how I had found out about Semana Santa and why I had wanted to see it.So I won't repeat it again... But I would like to write something more about this tradition.


Zapraszam Cię na krótką historię o Semana Santa, weź swój kubek z kawą i odpręż się na chwilę...
So "short" story about Semana Santa... take your cup and relax...

czwartek, 16 maja 2013

What do you desire?

Niektórzy narzekali, że nic nowego nie pojawiło się na blogu...
Dla nich i dla wszystkich zainteresowanych dalszymi przygodami Erasmusa dobra wiadomość, post za 5 minut zacznie się pisać :)
Ale za nim o BIG Trip...
Po dwóch egzaminach czas dać chwilę wytchnienia umysłowi zanim bedzie musiał pochłonąć kolejną porcję wiedzy... Dlatego przejrzałam tablicę facebookową i przypadkiem trafiłam na posta Agatki, najpierw go zignorowałam, ale coś mnie tknęło i obejrzałam. Zainspirował mnie do tego posta.
---

Some complained that nothing new had appeared on the blog ...
For them, and for anyone interested in the next adventures of my Erasmus life good news: new post in "5 minutes"
But before the BIG Trip ...
After two exams time to give some break for my brain before another portion of the knowledge... So I looked on Facebook wall and I saw post from Agatka, first I ignored it, but something struck me and I watched.
 It inspired me to write this post.
Where am I going? I asked myself after watching it.


Dokąd zmierzam? To pytanie zadałam sobie po obejrzeniu filmiku.


sobota, 20 kwietnia 2013

LAS FALLAS!!!

Jeśli zaglądałeś tu ostatnio i zamykałeś okno rozczarowany brakiem nowych informacji - przepraszam... Czasem dopada mnie taki brak weny, który kompletnie bezpodstawnie sprawia, że nawet kiedy chcę nie mogę otworzyć okna "nowy post" na blogu, po prostu mnie to przerasta. Ale dziś zebrałam się w sobie i w końcu postanowiłam zamieścić trochę nowości. Powoli... Wszystko po kolei.
---
If you looked here recently and shut the window disappointed by the lack of new information - sorry ... Sometimes gets me lack of inspiration, which means that even if I wanted to I can not write anything... But today, gathered himself, and finally decided to post some news. Slowly ... Everything in order.


Na początek Fallas czyli dlaczego Hiszpanii lubią ogień.
At the beginning of the Fallas means why Spain like fire.

Z czym to się je?
What the hell is it?

środa, 10 kwietnia 2013

Idealny dzień na plażę...

a ja muszę siedziec na zajęciach, a co to będzie kiedy przyjdą upały i tym bardziej nie będę chciała siedzieć zamknięta w czterech ścianach klasy?
pogoda na najbliższe dni

będziemy się opalać!!!
I nadrobię zaległości w blogowaniu, czas opisać 'ostatnie' wydarzenia :) a działo się sporo. Tymczasem kończę zajęcia i biegnę na plażę złapać troszkę słońca :)

niedziela, 31 marca 2013

Wielkanoc w podróży

tradycyjny strój kobiet w Wielki Czwartek
Kiedy wyjeżdżałam na Erasmusa wiedziałam, że w czasie przerwy świątecznej nie wrócę do Polski, do domu, do rodziny, ale wezmę plecak i ruszę w podróż bo tutaj w Hiszpanii to aż 11 dni wolnego. Dzisiaj po przeżyciach w Sevilli pewnie zrobiłabym tak samo, chociaż było mi ciężko. Zupełnie inaczej wyglądają święta tutaj, zwłaszcza, że jestem sama i nie mam z kim dzielić się przeżyciami. Semana Santa w Sewilli jest czasem bardzo wyjątkowym, od razu poznać lokalnych - zawsze odświętnie ubrani - kobiety w garsonkach, mężczyźni w garniturach. 
Niezależnie od wieku wyglądały dostojnie
When I left for Erasmus I knew that during the Easter break I won't go to Poland, to home and to the family. Instead I'll take a backpack and make the trip, because here in Spain it's 11 days off. Today, after whole Sevilla experience I probably would have done the same, although it was hard for me. The Easter looks completely different here, especially because I'm alone and I do not have anyone to share your experiences. Semana Santa in Seville is a very special time, you will immediately know the local people - all dressed up - women in tailored suits, men in suits.


W tym aspekcie czuć Triduum Paschalne. Tworząca się jedność mieszkańców i wspólnota jaką dostrzegłam na ulicach sprawiła, że poczułam się częścią tej społeczności. Pasos, które widziałam wywarły ogromne wrażenie. Podczas Nabożeństw w Katedrze czułam się prawie jak w domu, ale jakoś tak sama nie wiem czegoś ciągle mi brakowało.
Chciałam się tylko podzielić moimi spostrzeżeniami na temat moich obchodów Wielkanocy... pomimo że rozmawiałam z rodzicami i rodzeństwem dziś rano, to było mi przykro, że nie mogę siedzieć obok nich i stuknąć się jajkiem i zjeść śniadanie. Brakowało mi wspólnego gotowania i pieczenia z mamą, święcenia pokarmów, procesji Rezurekcyjnej, czasu Adoracji i wspólnego czasu z ludźmi, których kocham najbardziej na świecie. Teraz wiem, że już każde Święta spędzę z rodziną. Bo ona jest najważniejsza.


In this aspect it feels the Easter Triduum. Forming a community of citizens that I saw on the streets made ​​me feel a part of this community. Pasos I saw have made a huge impression on me. During the Holy Masses in the Cathedral, I felt quite at home, but somehow I still felt that something was missing.
I just wanted to share my thoughts about my celebration of Easter ... despite the fact that I talked with my parents and siblings this morning, it was sad that I could not sit next to them and hit the egg and eat breakfast. I missed cooking and baking with my mom, Resurrection procession at 6 am, the time of Adoration and sharing time with the people I love most in the world. Now I know that I will spend every Holidays with my family. Because the family is the most important.

Jak żyć naprawdę


Zamiast jednego posta, zawierającego streszczenie wszystkich informacji z mojej wielkiej Erasmusowej przygody postanowiłam zamieścić kilka mniejszych. Pisanych w czasie trwania wycieczki… przy kawie, w czasie siesty czy po prostu leżąc w hotelu po wyczerpującym dniu. Posty te zawierać będą moje spostrzeżenia, inspiracje i wspomnienia z każdego miejsca w jakim byłam. Tak aby inspirowały i zachęcały do podróżowania (nawet palcem po mapie) i poszerzania swoich horyzontów. 


Cały opis zacznę od Sewilli, bo właśnie się w niej znajduję. Siedzę dokładnie na walenckiej ławeczce na ‘Plaza de Espana’ pogoda co prawda nie zachwyca, ale jest bardzo przyjemnie. To moja druga podróż do Sewilli, to wspaniałe mieć możliwość bycia dwa razy w tym samym mieście. Odkryłam Sewillę na nowo, zupełnie inaczej ją postrzegam dzisiaj, niż po wycieczce z ESNem. Żeby polubić to miasto i zachwycić się nim tak jak powinnam za pierwszym razem trzeba spędzić trochę czasu samemu, powłóczyć się po krętych uliczkach, zajrzeć do jednego z wielu kościołów, zjeść tapas w lokalnym barze i posiedzieć na ławeczce na pl. Hiszpańskim.

sobota, 23 marca 2013

BIG Trip i Semana Santa

Już za tydzień Wielkanoc, a także moja wspaniała wielka turystyczna przygoda...
Podróżowanie zawsze było moją pasją, choć długo nie zdawałam sobie z tego sprawy. Ciągle ciągnie mnie w nowe miejsca, chęć odkrycia tego co nieznane... Tak więc gdy tylko mam możliwość, korzystam z niej i ruszam ku przygodzie...

poniedziałek, 11 marca 2013

Dlaczego doba nie trwa 48 godzin?

I kolejny tydzień zbiegł z miejsca zdarzenia, jak cichy morderca, zostawiając swoją ofiarę z niezrealizowanymi planami, głową pełną pomysłów i apetytem na więcej przygód.

W miniony poniedziałek przygotowywałam się do powrotu z Barcelony... Autostopem :) 
Ludzie pytają czy zwariowałam podróżując autostopem dla mnie jednak to część wspaniałej przygody, możliwość poznania interesujących ludzi. ale o tym w kolejnym poście, który pojawi się jak tylko zrobię porządek z 1800 zdjęciami, które zrobiłam w tym czasie - dobrze, że moja karta jest pojemna co nie zmienia faktu, że czas nauczyć się obsługi mojego Ciapka, żeby tych zdjęć było co najmniej o 1/3 mniej. 



czwartek, 28 lutego 2013

Szaruga za oknem

Kiedy za oknem nie widać nic poza szarym niebem, wzburzonym morzem, kroplami deszczu i błyskawicami rozświetlające półmrok pomimo, że zegarek wskazuje 11 rano odechciewa się wszystkiego. 


środa, 27 lutego 2013

Tuż przed Barceloną

Postanowiłam odrobinę zmienić tę prywatę na blogu i nie zanudzać nikogo tymi wszystkimi przeżyciami, facetami, codziennym życiem na Erasmusie. Nie mówię, że kompletnie z tego zrezygnuję, jednak będzie to bardziej okrojone, w zamian będę troszkę bardziej skupiać się na tym co każdego dnia mnie inspiruje, co sprawia, że mam ochotę ruszyć tyłek i wyjść z aparatem...


niedziela, 24 lutego 2013

Zmiany, zmiany, zmiany


Po licznych bojach, mailach do wielu prowadzących, prośbach, i dniach spędzonych na analizowaniu przedmiotów w końcu udało mi się dokonać ostatecznych zmian w Learning Agreement (przynajmniej mam taką nadzieję) muszę jedynie zanieść dokumenty do International Office po podpis, a później przesłać je do Polski - pikuś. A zapomniałam o najważniejszym - nadal nie mam jednego prowadzącego do projektu... Ale znajdzie się, wierzę w to.

sobota, 23 lutego 2013

Zaległości

Tygodniowe zaległości czas nadrobić...

Zeszły weekend spędziłam na wycieczce w Andaluzji...

Cztery dni + cztery miasta + setka Erasmusów = Świetna zabawa

Takie proste równanie opisuje całą wyprawę. Wyjazd zaplanowany był na 6 rano w czwartek 14.02, oczywiście hiszpańskie spóźnienie nie było tu uwzględnione. Mniejsza o to, przed 7 ruszyliśmy w trasę. Większość ludzi, aby nie zaspać na wycieczkę, postanowiła po prostu nie iść spać, tylko imprezować, zwłaszcza, ze była środowa impreza w Varadero... Ja postanowiłam choć trochę zebrać siły na imprezowy weekend, ponieważ wiedziałam, ze dużo będzie się dziać :)

wtorek, 12 lutego 2013

Czas ucieka mi przez palce

Kolejny dzień minął nim się obróciłam... One biegną zbyt szybko. Chciałabym się zatrzymać na chwilę, wziąć głęboki oddech i po prostu się zrelaksować. Ale stale jest coś do zrobienia... Zmiany, które wprowadzam do swojego życia są powolne i mają sprawić abym efektywniej wykorzystywała swój czas. Więc wprowadzam kolejne zmiany zgodnie z '30 days to change' zorganizowałam listę swoich celów w roczny grafik, dodatkowo zapisałam kilka innych celów, które niespodziewanie przyszły mi do głowy. Żeby zrealizować wszystkie cele muszę przestać się lenić i spędzać czas na facebooku! 

niedziela, 10 lutego 2013

Piątek weekendu początek

To mój pierwszy semestr od 3 lat kiedy znów mam wolne piątki! Jak przyjemnie jest pospać dłużej, a potem trochę poleniuchować... W czwartkowy wieczór ustaliłyśmy grafik sprzątania i inne codzienne sprawy z dziewczynami i wypadła mi kuchnia w tym tygodniu - chciałam tego bo nie lubię pracować kiedy dookoła mnie wszystko jest brudne...
Muszę je jeszcze tylko uświadomić, że po sobie też trzeba wytrzeć stół czy piec bo nadal tego nie robią... Jak można tak żyć? Kiedy mieszkałam w akademiku zawsze mnie to zastanawiało  jak dziewczyny mogą tak syfić. Ale jak widać takie rzeczy nie tylko w Polsce.
Po dwóch godzinach sprzątania, wycierania kurzy i szorowania udało mi się doprowadzić ją do zadowalającego mnie stanu. 

Wieczorem odbyła się wspólna kolacja - Welcome dinner, w restauracji 'Il Borsalino' na dole - musiałam zjechać windą i obejść budynek. Jak miło jest mieszkać 'w centrum'. Kolacja tak jak poprzednio była wyborna.

Siedziałam i rozmawiałam trochę z Julie, trochę z Rut, trochę z chłopakami z Niemiec, czy jeszcze kimś. Stałam się tu naprawdę towarzyska, zawsze mam o czym z nimi rozmawiać. Choć nadal nie rozumiem zagrywek chłopaków, ciekawi mnie niezmiernie co też Sergio im powiedział.

sobota, 9 lutego 2013

1 Euro Bar & Fat Thursday

FOR ENGLISH LOOK BELLOW

W środowy wieczór, czyli po godzinie 21 :P umówiliśmy się na piwo i tapas w "Cervecería 100 Montaditos" - wśród Erasmusów znany jako 1 euro bar. Montadito to rodzaj przekąski(tapas), np. kawałek bagietki z łososiem albo serem, podawana do piwa czy sangrii. Wszystko po 1 euro :)
Przy piwie (lub jak w moim przypadku przy sangrii) dobrze się rozmawia. Dlatego też ucięłam sobie ciekawą  rozmowę z Julie, moja rówieśniczka z Belgii (przesympatyczna, ale o tym później) i Israelem, moim przyjacielem z Meksyku - to ten od salsy. Rozmawialiśmy o tym czego większość ludzi szuka, jaki jest nasz typ partnera etc. okazało się, że obie z Julie chcemy tajemniczych, niebezpiecznych mężczyzn, a nie uroczych chłoptasiów, co Israel skomentował jednym zdaniem: "potrzebujecie Meksykańczyka!" - no bo co innego mógł powiedzieć. Stwierdził, że wszystko czego chcemy od faceta oni posiadają, dodatkowo zostali wychowani w takiej kulturze, że szanują kobiety i o nie dbają, no i mają taniec we krwi.
No to nie pozostaje nam nic innego jak tylko kupić bilet do Meksyku i szukać tam męża :P
Kiedy w końcu usłyszeliśmy, że powoli będą zamykać przenieśliśmy się do el Varadero, gdzie odbyła się cotygodniowa "Erasmus' party". Bawiłam się wyśmienicie do momentu kiedy zauważyłam, że wszyscy wkoło są już pijani... Więc się zmyłam, co prawda większość znajomych nie była z tego faktu zadowolona, ale co zrobić - musiałam wstać na zajęcia o 9:30, a wstawanie tutaj jest ekstremalnie trudne. 
Kurcze szkoda, że kolejna noc przepadła, a ja nie znalazłam swojego grzejnika na te chłodne noce. Nie powiem, jeden kaloryfer mi się nawet spodobał, jednak jest spoza mojej ligi, więc trudno mi wystartować... No cóż moja nieśmiałość nadal wygrywa walkę z chęcią przygody. Życie.

piątek, 8 lutego 2013

101 celów

Jak już wspominałam postanowiłam trochę posprzątać w swoim życiu i w swojej głowie, dlatego pod wpływem inspiracji na blogu p.Edyty postanowiłam dać sobie 30 dni na zmianę swoich przyzwyczajeń i trybu życia. Wszystko po to, żeby lepiej wykorzystywać czas, przecież 24 godziny to aż  86 400 sekund w ciągu doby. Takiego potencjału nie można marnować na głupoty, a to właśnie robię. Popełniam podstawowe grzechy wymienione w poście. Spanie do późna, mało ruchu, uzależnienie od facebooka, niezdrowe jedzenie, no i oczywiście Lenistwo, z którym staram się walczyć. 
Ale w końcu powiedziałam DOŚĆ, jeśli dalej tak będzie to zmarnotrawię całego Erasmusa na nicnierobieniu...

środa, 6 lutego 2013

Strajk

W Hiszpanii ludzie też strajkują, co więcej strajkują studenci!!! Tak więc miałam dzień wolny. Wykorzystałam go na zakupy - a co innego można w tej mieścinie robić, nie licząc opalania się na plaży?
Tak więc wzięłyśmy z dziewczynami autobus do "miasta", żeby kupić hiszpańską kartę i telefonik - taki spisany na straty, ponieważ kradną tu na potęgę... Tak więc od dziś jestem posiadaczką Alcatela OT 292... Takie małe, ale urocze cudeńko poprzedniej dekady.
klein aber fein

Czas zacząć edukację

Spotkanie o 11 przy tak mroźnym poranku to zdecydowanie za wcześnie..
Ale jednak się zmobilizowałam i wstałam... Brrrr zimno...
Przed spotkaniem poznałam kolejne osoby, które tak jak ja będą studiować w Gandii - jest nas więcej niż myślałam.
W sumie nic więcej nie załatwiłam a spędziłam tam mnóstwo czasu... ale przynajmniej poznałam ludzi.
Fajni są...

Wieczorem kolejne spotkanie integracyjne... dominującą nacją byli Turcy. Myślałam, że będzie ich mniej tutaj, a więcej jakiś Skandynawów czy Niemców - choć tych też jest troszkę.
Ale najlepsza impreza była na smoke-breaku kiedy Israel i Ulises z Meksyku uczyli mnie salsy... fantastycznie, zwłaszcza, kiedy się to robi bez muzyki :)
jest grzejnik, jest ciepło
Na szczęście wieczorem włączyłam grzejnik, który choć troszkę nagrzał mój zimny pokój.

wtorek, 5 lutego 2013

Pierwszy weekend lutego

Sobotni poranek (pamiętajmy, że żyję czasem hiszpańskim) był bardzo smutny i zaskakujący zarazem...
Kiedy dzień wcześniej wspomniałam Lennartowi, że jak chce wyrzucić jedzenie to lepiej, żeby mi go przyniósł nie sądziłam, że aż tyle osób się o tym dowie...
W jednej chwili stałam się bogatsza o sałatę, marchewki, groszek, sól, pieprz, pomidory... i pół butelki gina... Niestety równoznaczne z tym był fakt, że musiałam się z wszystkimi, no prawie wszystkimi pożegnać. 


Cóż w końcu wiedziałam, że to nastąpi. Ale z tymi co zostali mieliśmy świetną ostatnią, pożegnalną imprezę w CocoLoco. Klub był pełny, a mówiąc to mam na myśli PEŁNY.W cenie wejściówki był drink... No to poszłyśmy do baru i zamówiłam "dobrego drinka" bo nie serwowali mojito. No i mi zrobił Gin tonic dlaczego ja???
No cóż za głupotę się płaci, następnym razem będę mądrzejsza.

Impreza była najlepsza z wszystkich do tej pory. Koncert na żywo dali saksofonista i skrzypek! Grali największe dyskotekowe hity - OMG !!!
dał czadu
To było niesamowite. Byli wszyscy moi nowi znajomi i poznałam jeszcze kilku innych - całkiem fajnych ciasteczkowych potworków. Fajni byli...

Egzamin egzaminem, a ja mam gdzie mieszkać

Środowe popołudnie spędzić miałam wyłącznie na nauce, ale jak to zwykle bywa, nic nie dzieje się po mojej myśli. Tak było i tym razem. To był jedyny możliwy czas, żebym na spokojnie mogła zobaczyć mieszkania, dlatego zdecydowałam się, że skontaktuję się z Sergio, jak pomyślałam, tak zrobiłam. Obejrzałam jedno mieszkanie - innych ofert nie miał...
Ale lokalizacja była doskonała, mieszkanie dupy nie urywa, ale widok rekompensuje wszystko. 
z jednej strony morze
z drugiej góry
"I take it" powiedziałam i otrzymałam do ręki klucze. 

Czas pędzi jak szalony

Dlaczego tutaj czas tak szybko ucieka? Wiem, że jak byłam we Wrocławiu to też pędził, ale nie aż tak... Niby te same 24 godziny, ale jakoś tak ta doba wydaje mi się krótsza, a przecież śpię mniej. Sama nie wiem.
Kolejny dzień przygody za mną. Czas na podsumowanie i wspomnienie drugiego tygodnia INTENSYWNEGO kursu języka hiszpańskiego.

Niedzielę spędziłam w piżamie na sofie, nie miałam ochoty ani wychodzić ani nawet się ruszać. Kac minął szybko, ale później czułam, że grypa mnie rozbiera - trzeba było jej zapobiec. Polopiryna, amol i do łóżka... Później został tylko katar i lekki ból gardła. Moim zdaniem to przez tą klimatyzację i wiatrzysko na dworze, jak można nie mieć ogrzewania w domu, gdy w nocy jest tak przeraźliwie zimno. Ok, jakbym miała kogoś kto by mnie grzał byłoby inaczej, ale nie mam!

W poniedziałek też się leniłam w łóżku i dobijałam resztki wirusów w organizmie, żeby wieczorem móc ucztować w Pizzerii Nico - pizza była mega smaczna, z pewnością się tam jeszcze na nią wybiorę...
z Christiną można rozmawiać całą noc

poniedziałek, 4 lutego 2013

Nowy semestr - nowa Ula

Po dwóch tygodniach intensywnej nauki ( i nie mówię tu jedynie o hiszpańskim :P ) czas na usystematyzowanie trochę trybu życia, a dzięki temu zaplanowanie i ogarnięcie wszystkich planów. Każdy dzień jest dobry na nowy start, właśnie dlatego dzisiaj 4.02.2013 roku zacznę nowy, zdrowszy, aktywniejszy i pełen wrażeń etap mojego życia. Inspirację do zmian znalazłam na moim ulubionym życiowym blogu Life Skills Academy
Pół roku temu pokazała mi go przyjaciółka i od niechcenia zajrzałam, jednak po przeczytaniu jednego posta, nabrałam ochoty na więcej... Dziś przy śniadaniu przeczytałam świeżynkę i stąd ten post. 

I am Me. In all the world, there is no one else exactly like me. Everything that comes out of me is authentically mine, because I alone chose it -- I own everything about me: my body, my feelings, my mouth, my voice, all my actions, whether they be to others or myself. I own my fantasies, my dreams, my hopes, my fears. I own my triumphs and successes, all my failures and mistakes. Because I own all of me, I can become intimately acquainted with me. By so doing, I can love me and be friendly with all my parts. I know there are aspects about myself that puzzle me, and other aspects that I do not know -- but as long as I am friendly and loving to myself, I can courageously and hopefully look for solutions to the puzzles and ways to find out more about me. However I look and sound, whatever I say and do, and whatever I think and feel at a given moment in time is authentically me. If later some parts of how I looked, sounded, thought, and felt turn out to be unfitting, I can discard that which is unfitting, keep the rest, and invent something new for that which I discarded. I can see, hear, feel, think, say, and do. I have the tools to survive, to be close to others, to be productive, and to make sense and order out of the world of people and things outside of me. I own me, and therefore, I can engineer me. I am me, and I am Okay. 
Virginia Satir


To właśnie ten fragment zmobilizował mnie do wyznaczenia sobie celów mojego życia, ale przede wszystkim celów na ten semestr, który będzie bardzo krótki i bardzo intensywny. To moja jedyna szansa, żeby zacząć od nowa, bez opowieści o mnie bez uprzedzeń, bez starych znajomych. Zdana tylko na siebie i na tę pozytywną stronę mojej osobowości ufam, że to będzie niezapomniane 5 miesięcy. Cele i plany określę po południu, siedząc na plaży i delektując się słońcem:).



Co się działo w zeszłym tygodniu w Gandii? O tym w następnym poście, bo teraz muszę uciekać na uczelnię na oficjalne powitanie (przynajmniej na początek chcę być punktualna). 

niedziela, 27 stycznia 2013

Tapas, tequila, and hangover

Tapas to po prostu przekąska... Same w sobie nie są ważne, najważniejsze jest w jakim towarzystwie je zjadasz i co przy tym pijesz :)
O dziwo wyszliśmy względnie o czasie, a nie jak to zazwyczaj bywało z kwadransem hiszpańskim więc dotarliśmy do el Reno na czas. Pierwsza runda tapa - bułka i tortilla de patatas a do tego kieliszek (choć powinnam napisać kielich) sangrii. Dziewczyny - mieszanka Ameryki, Holandii i Niemiec, a także Wes - jedyny chłopak przy naszym stoliku, stanowili doskonałą ekipę na wieczór. Zwłaszcza Alyssa i Sarah stworzyły niesamowitą atmosferę
Alyssa & ja  w przerwie między jedną głupawką a drugą
Sangria z fantą może być smaczna...


Po dwóch sangriach z dobrym humorem poznałam kolejne osoby, które  zostają w Gandii i będą studiować ze mną nauki przyrodnicze.
Po sangrii zostały tylko cytryny
Na koniec dostałam od Any obrazek, żeby nie było mi smutno gdy wyjadą. Jej dzieło...
Hola! Me llamo Ula. Me quiero olas...
Kiedy już w końcu nas wyrzucili z knajpki poszliśmy do Tiki-bar i tam to dopiero zaczęła się impreza...
Graliśmy w bilard, w końcu mogłam zagrać z kimś, kto też wie jak się to robi. Miłe doświadczenie. Później nasza ekipa podbiła parkiet i nie zeszła z niego do końca imprezy.
W końcu po półtorej roku znów piłam tequilę.  tylko dlaczego oni złotą tequilę piją z solą i cytryną a nie cynamonem i pomarańczą? 
W dobrej zabawie jesteśmy lepsi niż ESN Gandia :P Nie rozumiem dlaczego nie bawią się z nami tylko tworzą swoje własne kółko wzajemnej adoracji ... Jako członek ESN zawsze bawię się z moimi Erasmusami  nie muszę iść z nimi na całość ale wspólna zabawa jest częścią integracji, a oni nic... Może jak się zacznie semestr będą bardziej towarzyscy. Kto wie? Zabawnie jest być tą trzeźwą osobą wśród rozbawionych, pijanych kompanów zabawy... Ubaw po pachy :P 
Jak na każdej imprezie ten z tą, tamta z tym i odwrotnie... Lubię obserwować ludzi, zwłaszcza jeśli oni myślą, że się dobrze kamuflują. A później siedzą obrażeni albo smutni w kącie bo ktoś "dał im kosza"/.
Wróciłam do domu bardzo późno, a może już było bardzo wcześnie. Gdzie jest granica ? 5 nad ranem, to jednak wcześnie...

W sobotę tak jak i piątek uczyłam się hiszpańskiego, w końcu zmusiłam się do tego bo nie ucieknę przed egzaminem. Poważnie zastanawiam się, żeby wziąć lekcje hiszpańskiego w semestrze na poziomie B1. Warto znać języki obce, zwłaszcza jeśli chce się podróżować. A co do tego jestem pewna, jak niczego innego w życiu. 

W nocy wybrałam się z sąsiadkami na domówkę do Turczynki i znów nawiązałam nowe znajomości :) W przeciągu tygodnia poznałam więcej ludzi niż w ciągu pierwszego miesiąca moich studiów... Wszyscy są niesamowicie otwarci i serdeczni. Później po drodze do Ukulele poznałam kolejnych lokalnych tym razem Portugalczyk i Francuz :) I z nimi spędziłam początek imprezy, później gdzieś zniknęli, więc do CocoLoco - najlepszego klubu w Playa de Gandia (podobno) dotarłam ze "starymi" znajomymi. Bawiliśmy się wyśmienicie. Jednak kiedy moja kostka dała o sobie znać stwierdziłam, że może jednak wystarczy tego dobrego i zebrałam się do domu. Wychodząc spotkałam Sergio-Portugalczyk, który odprowadził mnie i Christine, moja sąsiadkę do Pereda Mar. Kiedy kładłam się spać zegarek pokazywał 7:03. O tej porze jeszcze nigdy nie szłam spać po imprezie... Jeszcze tyle muszę się nauczyć.

Erasmus is all about learning... new things, new languages, your boundries :D



Kiedy dziewczyny obudziły mnie, żeby jechać na dzisiejszą wycieczkę stwierdziłam, że lepiej będzie jeśli jednak zostanę w domu...
Tak więc leniwa niedziela upłynęła mi na rozmowach z przyjaciółmi i spisaniu wspomnień ostatnich dwóch dni :) 

Na szczęście kac ustąpił, więc może zabiorę się za poprawki w pracy inżynierskiej?

sobota, 26 stycznia 2013

weekend i zmagania dnia codziennego

Nawet nie wiem kiedy mi minął... 
W ciągu 2 dni poznałam około 30 osób, z czego ponad 70 % było z Ameryki. Niestety wszyscy po ukończeniu kursu hiszpańskiego wyjeżdżają na semestr do Walencji, więc zostanę tu całkiem sama? MUSZĘ kogoś znaleźć kto zostanie ze mną...
Wszyscy moi nowi przyjaciele sprawili, że w końcu poznałam znaczenie pojęcia  Erasmusowa rodzina to niesamowite jak ludzie z różnych stron świata dzielą się swoją wiedzą, doświadczeniami i uczuciami i nagle okazuje się, że tak wiele nas łączy...
Oczywiście jak to bywa na Erasmusie każdy zaopatrzył się wcześniej w jakiś alko... Tak to już jest:, muszę się do tego przyzwyczaić, choć będzie to dość bolesne (zwłaszcza dnia kolejnego na zajęciach kiedy będę mieć kaca). 
Kolejne "wyjście na miasto" tym razem już sporą grupą, równoznaczne jest to z tym, że zabawa jest jeszcze lepsza :)

Poniedziałek zaczęło się coś na wzór normalnego życia studenckiego - powiedzmy. O 8 rano odbyło się spotkanie z ESNem, a później z naszymi nauczycielami hiszpańskiego. Później test, coffee break - czyli to co lubię najbardziej i wyniki. Moje modlitwy zostały wysłuchane - poziom A2 pomimo zerowej znajomości języka. W końcu łacina i francuski na coś się przydały... coś zawsze zrozumiałam. Najlepsze pytanie na teście dotyczyło sytuacji w restauracji: "Rachunek proszę!" - "La cuenta, por favor!"  odpowiedź znałam dzięki burżujskim wypadom do restauracji :P
I wtedy zaczęła się najtrudniejsza dla mnie część zajęcia hiszpańskiego po hiszpańsku - Matko co ja tu robię? Przecież nic nie rozumiem!!! Ale z każdym dniem jest lepiej, po pięciu dniach rozumiem już około 90% tego co mówi prowadząca, więc chyba jednak dam radę. 

Każdego wieczoru ESN troszczy się abyśmy wdrożyli się w erasmusowe życie i organizują nam wyjścia, imprezy etc. 
z Madeline i Patrickiem
W poniedziałek odbył się wspólny obiad, typowe śródziemnomorskie jedzenie - sałatka, kalmary, pizza i jakiś deser.
Wszyscy najedli się do tego stopnia, że ledwo się ruszali, dlatego po obiedzie poszliśmy do erasmusowego klubu El Varadero, żeby spalić nadmiar kalorii. Niestety nie jestem w stanie zapamiętać wszystkich imion...
Ale przynajmniej poznałam ludzi, którzy tak jak ja zostają w Gandii - jupi!!! Sebastian studiuje nawet to samo co ja, więc będziemy mieć razem jakieś zajęcia. Ufff... 
Erasmusowa rodzinka

Niestety wieczór nie był dla mnie zbyt szczęśliwy... pokazując koleżance Krakowiaka skręciłam kostkę. Tak, tak w czasie pierwszej wspólnej imprezy Ula skręciła kostkę...a jakże by inaczej? 
Wtorek okazał się bardzo ciężki. Kiedy idzie się spać o 5 rano, a wstać trzeba o 8 i wyjść z ciepłego łóżeczka do lodowato zimnej łazienki - matko jak tu jest rano zimno w tych nieogrzewanych mieszkaniach....
Spuchnięta kostka nie wyglądała zbyt dobrze no i bolała niemożliwie dlatego rozważałam pójść do lekarza... ale w gips albo szynę wpakować się nie dam - przecież w czwartek jest salsa lesson! No i zrobiłam postanowienie - jeśli w środę nie będzie lepiej to pójdę na prześwietlenie. Dzięki poradom Niki opuchlizna zeszła bo zrobiłam sobie okłady mokrym ręcznikiem. Więc moja noga prześwietlona nie została :P
We wtorkowy wieczór upłynął pod hasłem "nie ważne jak śpiewasz, ważne, że umiesz się bawić" czyli Karaoke. Po raz pierwszy śpiewałam karaoke i muszę przyznać to niezła zabawa. 
Don't cha wish your girlfriend was hot like me...

Choć większy fun był kiedy obserwowałam i bawiłam się z innymi "artystami" :P

Nawet kulejąc można się świetnie bawić...

Środa - paella, mojito, hiszpański i Ula w akcji :) czyli jak sobie radzić gdy sobie nie radzisz.
Hiszpański wieczór był równie ekscytujący jak każdy poprzedni, a może nawet bardziej. W końcu zmusiłam się żeby zacząć mówić po hiszpańsku - co było konieczne w trakcie Aqua de Valencia&Mojito Tandem - czyli porozmawiajmy po hiszpańsku przy małym drinku...
Salud!
A wcześniej nauczyliśmy się jak zrobić prawdziwa paella...

...mając przy tym niezły ubaw :0
pamiętaj gotując ryż - łyżka soli na 4 osoby 













Ale najlepsza część to i tak była konsumpcja
mniam

No i nastał oczekiwany czwartek i moja lekcja salsy, jak się okazało później również bachaty :)
Po południu ludzie wybrali się na plażę, żeby rozegrać turniej piłki nożnej na plaży, ja ze względu na swoją kontuzję zostałam w domu i UWAGA! uczyłam się hiszpańskiego :) 

Wszyscy świetnie się bawili, choć jak wrócili z plaży przegrani jakoś nie chcieli opowiadać jak było i nie wiem, która drużyna wygrała, ale co niektórzy już złapali pierwszą hiszpańską opaleniznę :)
Wieczorem natomiast zostałam królową parkietu :)
zaczęliśmy od salsy...
Dla niektórych krok mambo okazał się nie do przejścia co nie zmienia faktu, że wszyscy się świetnie bawili
shake your arms not your ass...
Cieszę się bo nawet instruktorka mnie pochwaliła :P
Po lekcji miał się odbyć wieczór gier, ale jakoś po powrocie do Pereda Mar nikomu już nie chciało się wychodzić dlatego urządziliśmy sobie spotkanie w pokoju 16 - u chłopaków i w 12 - u dziewczyn :) Niestety około 1 po drugiej interwencji dozorcy nasza impreza zyskała miano "whispered party"

Wczorajszy wieczór wcale nie był gorszy od poprzednich...
Popołudnie poświęciłam na naukę hiszpańskiego, wszystko po kolei - gramatyka, słownictwo i wyrażenia. Mogę z duma powiedzieć z każdym dniem jestem coraz lepsza.
O 21:30 (+ czas lokalny) w el Reno mieliśmy okazję zasmakować kolejnej hiszpańskiej specjalności - TAPAS! Mniam mniam... ciąg dalszy nastąpi...

Hola chicos!

Właśnie minął tydzień odkąd rozpoczęłam przygodę zwaną Erasmusem. Musze przyznać, że jest lepiej niż się spodziewałam...
Po półtorej roku pomagania Erasmusom na UP we Wrocławiu, wiedziałam, że Erasmus to niesamowite doświadczenie, niesamowita przygoda, wspaniała zabawa. Ale to czego doświadczyłam do tej pory w Gandii to początek czegoś naprawdę pięknego. Myślę, że zaczął się mój najlepszy okres w życiu...

Od kiedy usłyszałam hasło Erasmus i dowiedziałam się czym jest to stypendium wiedziałam, że w końcu i ja będę Erasmusem. Rok temu kiedy aplikowałam o stypendium wiedziałam, że będzie to Hiszpania - kraj siesty, fiesty, salsy, tortilli i słońca.
Po wielu przygodach w ciągu minionego roku udało mi się zdać egzaminy, przejść całą papierkową robotę (która wcale nie jest taka łatwa), spakować się i wyjechać.
Jazda autobusem - pokonanie 3113 km z Opola do Walencji zajęło 35 godzin, tyłek zaczął boleć tuż po przekroczeniu granicy, ale co tam.... Jedno szczęście, że mogę spać praktycznie wszędzie więc większość trasy przespałam.
Udało mi się zrobić kilka zdjęć w czasie postojów i zachwycić się strzępkami Niemiec czy Francji. Szkoda tylko, że z autobusu widziałam tylko pola i ewentualnie zmniejszającą się ilość śniegu im bliżej nam było do celu :)
Do Walencji dotarłam o 2 w nocy (tak zdecydowanie nie jest to normalna godzina, choć tu w Hiszpanii o tej porze zaczyna się budzić nocne życie). Na szczęście miałam gdzie przenocować. Założyłam więc plecak na plecy, przerzuciłam 13 kilową torbę przez ramię i pociągnęłam za sobie chyba ze stu kilową walizkę i ruszyłam na poszukiwanie taksówki...
I już byłam zmuszona mówić po hiszpańsku - a przecież ja no hablo español, ale jakoś dzięki rozmówkom i językowi migowemu dogadałam się i dojechałam do mieszkania koleżanki. Już zza okna w taksówce Walencja mnie zachwyciła. Jednak nie miałam okazji jeszcze jej zwiedzić, ale wszystko przede mną.
Rano (hiszpańskie rano - 12) ruszyłam w dalszą podróż - do Gandii. Dzięki Bogu moja mentorka - Sara pomogła mi i z bagażem i zameldowaniem w Pereda Mar w Playa de Gandia. Mieszkanko jest cudne,, widać, że niedawno było remontowane - nowe meble, czyste ściany, nawet telewizor z hiszpańskimi stacjami jest :P
Co lepsze nam nawet swój własny, prywatny basen :P


Gdy tylko zostawiłam w mieszkaniu rzeczy wyszłam zaznajomić się z okolicą. Świeciło cudne Słońce, woda była spokojna, palmy delikatnie falowały na wietrze...
Playa de Gandia
Niesamowicie - to była miłość od pierwszego wejrzenia. Tylko jeden minus - Gandia przypomina trochę Ghost Town... Żadnej żywej duszy...




Gdy wróciłam do pokoju poznałam moją współlokatorkę - Madeline z Chicago, świetna dziewczyna. Później razem wyszłyśmy na kolację i spacer po plaży - przecież to tylko 3 minuty od naszego mieszkania...

Wejście do Pereda Mar - nasz dom na kolejne 2 tygodnie

Kolację zjadłyśmy w świetnej restauracji - Il Giardino, mój makaron z sosem 4 sery rządzi :)
Madi i nasze makarony - mniammmm
Tak własnie minął pierwszy dzień mojej Hiszpańskiej przygody