Środowe popołudnie spędzić miałam wyłącznie na nauce, ale jak to zwykle bywa, nic nie dzieje się po mojej myśli. Tak było i tym razem. To był jedyny możliwy czas, żebym na spokojnie mogła zobaczyć mieszkania, dlatego zdecydowałam się, że skontaktuję się z Sergio, jak pomyślałam, tak zrobiłam. Obejrzałam jedno mieszkanie - innych ofert nie miał...
Ale lokalizacja była doskonała, mieszkanie dupy nie urywa, ale widok rekompensuje wszystko.
z jednej strony morze
z drugiej góry
"I take it" powiedziałam i otrzymałam do ręki klucze.
Kiedy wróciłam do Pereda Mar siadłam do książek i się uczyłam. Tak uczyłam się nie pierwszy raz, ale pierwszy raz poczułam jak mało umiem i, ze sporo muszę się jeszcze nauczyć. Hiszpański jest trudniejszy niz myślałam, zwłaszcza jeśli musisz się uczyć po hiszpańsku o hiszpańskim. No cóż dobre notatki, zielona herbata w optymistycznym kubku i trochę wysiłku dało rezultaty.
niezastąpiony ESNowy pisak
W ostateczności egzamin zdany. Poziom A2 zaliczony. Czas na B1 :P
Czwartek był bardzo stresujący, egzamin był mega trudny, ale dałam radę. Pisałam sama nie ściągałam :) Jestem z siebie dumna.
Wieczór natomiast był pełen przygód. Po zajęciach zatachałam walizkę do nowego lokum, żeby zająć największy pokój...
Penelope była świetna!
Natępnym punktem programu był znakomity Volver Almodovara, dobrze, że były angielskie napisy bo wszystkiego to ja bym na pewno nie zrozumiała...
A później ćwiczyłam z Christiną nasz numer na karaoke:
Było przezabawnie...
szkoda, bo koniec końców nie wystąpiłyśmy. Chłopaki ukradli nam numer!!!
...i na parkiecie
Erasmusi dali czadu na estradzie...
Wybór repertuaru był bardzo trudny
Nie zmienia to faktu, że wszyscy się świetnie bawili, a ja wszystko uwieczniłam na zdjęciach. Och niektóre nie nadają się do wglądu publicznego, ale inne są całkiem niezłe...
Piątek weekendu początek zapowiadał się wyśmienicie. Po otrzymaniu wyników - jak dla mnie bardzo pozytywnego :) Obejrzeliśmy kolejny film z Penelope, z czasów kiedy nie była jeszcze seksbombą.
tak to Penelope Cruz :P
początkowo film był nudnawy, ale później się rozkręcił... Ci co nie zasnęli i nie umarli z pragnienia po imprezie poprzedniej nocy stwierdzili, że film był dobry. Ja to potwierdzam, choć początek średnio pamiętam, bo gdzieś w 10 minucie przysnęłam na chwilkę ;P
Urządziliśmy sobie małą, wspólną, pożegnalną kolację ja przygotowałam wyśmienitą resztkową sałatkę z awokado, była pyszna
misz masz
rybka, ryż, makaron, sałatka
A wieczorem była TAAAAKA impreza. Najpierw Tiki Bar aż nas nie wyrzucili około 4 nad ranem... A później CocoLoco do 6 rano kiedy już praktycznie nikogo nie było w klubie poza paroma niedobitkami...
Szkoda, że czas tak szybko biegnie bo musiałam już się żegnać z moimi nowymi przyjaciółmi. Z pewnością za nimi zatęsknię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz