niedziela, 27 stycznia 2013

Tapas, tequila, and hangover

Tapas to po prostu przekąska... Same w sobie nie są ważne, najważniejsze jest w jakim towarzystwie je zjadasz i co przy tym pijesz :)
O dziwo wyszliśmy względnie o czasie, a nie jak to zazwyczaj bywało z kwadransem hiszpańskim więc dotarliśmy do el Reno na czas. Pierwsza runda tapa - bułka i tortilla de patatas a do tego kieliszek (choć powinnam napisać kielich) sangrii. Dziewczyny - mieszanka Ameryki, Holandii i Niemiec, a także Wes - jedyny chłopak przy naszym stoliku, stanowili doskonałą ekipę na wieczór. Zwłaszcza Alyssa i Sarah stworzyły niesamowitą atmosferę
Alyssa & ja  w przerwie między jedną głupawką a drugą
Sangria z fantą może być smaczna...


Po dwóch sangriach z dobrym humorem poznałam kolejne osoby, które  zostają w Gandii i będą studiować ze mną nauki przyrodnicze.
Po sangrii zostały tylko cytryny
Na koniec dostałam od Any obrazek, żeby nie było mi smutno gdy wyjadą. Jej dzieło...
Hola! Me llamo Ula. Me quiero olas...
Kiedy już w końcu nas wyrzucili z knajpki poszliśmy do Tiki-bar i tam to dopiero zaczęła się impreza...
Graliśmy w bilard, w końcu mogłam zagrać z kimś, kto też wie jak się to robi. Miłe doświadczenie. Później nasza ekipa podbiła parkiet i nie zeszła z niego do końca imprezy.
W końcu po półtorej roku znów piłam tequilę.  tylko dlaczego oni złotą tequilę piją z solą i cytryną a nie cynamonem i pomarańczą? 
W dobrej zabawie jesteśmy lepsi niż ESN Gandia :P Nie rozumiem dlaczego nie bawią się z nami tylko tworzą swoje własne kółko wzajemnej adoracji ... Jako członek ESN zawsze bawię się z moimi Erasmusami  nie muszę iść z nimi na całość ale wspólna zabawa jest częścią integracji, a oni nic... Może jak się zacznie semestr będą bardziej towarzyscy. Kto wie? Zabawnie jest być tą trzeźwą osobą wśród rozbawionych, pijanych kompanów zabawy... Ubaw po pachy :P 
Jak na każdej imprezie ten z tą, tamta z tym i odwrotnie... Lubię obserwować ludzi, zwłaszcza jeśli oni myślą, że się dobrze kamuflują. A później siedzą obrażeni albo smutni w kącie bo ktoś "dał im kosza"/.
Wróciłam do domu bardzo późno, a może już było bardzo wcześnie. Gdzie jest granica ? 5 nad ranem, to jednak wcześnie...

W sobotę tak jak i piątek uczyłam się hiszpańskiego, w końcu zmusiłam się do tego bo nie ucieknę przed egzaminem. Poważnie zastanawiam się, żeby wziąć lekcje hiszpańskiego w semestrze na poziomie B1. Warto znać języki obce, zwłaszcza jeśli chce się podróżować. A co do tego jestem pewna, jak niczego innego w życiu. 

W nocy wybrałam się z sąsiadkami na domówkę do Turczynki i znów nawiązałam nowe znajomości :) W przeciągu tygodnia poznałam więcej ludzi niż w ciągu pierwszego miesiąca moich studiów... Wszyscy są niesamowicie otwarci i serdeczni. Później po drodze do Ukulele poznałam kolejnych lokalnych tym razem Portugalczyk i Francuz :) I z nimi spędziłam początek imprezy, później gdzieś zniknęli, więc do CocoLoco - najlepszego klubu w Playa de Gandia (podobno) dotarłam ze "starymi" znajomymi. Bawiliśmy się wyśmienicie. Jednak kiedy moja kostka dała o sobie znać stwierdziłam, że może jednak wystarczy tego dobrego i zebrałam się do domu. Wychodząc spotkałam Sergio-Portugalczyk, który odprowadził mnie i Christine, moja sąsiadkę do Pereda Mar. Kiedy kładłam się spać zegarek pokazywał 7:03. O tej porze jeszcze nigdy nie szłam spać po imprezie... Jeszcze tyle muszę się nauczyć.

Erasmus is all about learning... new things, new languages, your boundries :D



Kiedy dziewczyny obudziły mnie, żeby jechać na dzisiejszą wycieczkę stwierdziłam, że lepiej będzie jeśli jednak zostanę w domu...
Tak więc leniwa niedziela upłynęła mi na rozmowach z przyjaciółmi i spisaniu wspomnień ostatnich dwóch dni :) 

Na szczęście kac ustąpił, więc może zabiorę się za poprawki w pracy inżynierskiej?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz