czwartek, 28 lutego 2013

Szaruga za oknem

Kiedy za oknem nie widać nic poza szarym niebem, wzburzonym morzem, kroplami deszczu i błyskawicami rozświetlające półmrok pomimo, że zegarek wskazuje 11 rano odechciewa się wszystkiego. 


środa, 27 lutego 2013

Tuż przed Barceloną

Postanowiłam odrobinę zmienić tę prywatę na blogu i nie zanudzać nikogo tymi wszystkimi przeżyciami, facetami, codziennym życiem na Erasmusie. Nie mówię, że kompletnie z tego zrezygnuję, jednak będzie to bardziej okrojone, w zamian będę troszkę bardziej skupiać się na tym co każdego dnia mnie inspiruje, co sprawia, że mam ochotę ruszyć tyłek i wyjść z aparatem...


niedziela, 24 lutego 2013

Zmiany, zmiany, zmiany


Po licznych bojach, mailach do wielu prowadzących, prośbach, i dniach spędzonych na analizowaniu przedmiotów w końcu udało mi się dokonać ostatecznych zmian w Learning Agreement (przynajmniej mam taką nadzieję) muszę jedynie zanieść dokumenty do International Office po podpis, a później przesłać je do Polski - pikuś. A zapomniałam o najważniejszym - nadal nie mam jednego prowadzącego do projektu... Ale znajdzie się, wierzę w to.

sobota, 23 lutego 2013

Zaległości

Tygodniowe zaległości czas nadrobić...

Zeszły weekend spędziłam na wycieczce w Andaluzji...

Cztery dni + cztery miasta + setka Erasmusów = Świetna zabawa

Takie proste równanie opisuje całą wyprawę. Wyjazd zaplanowany był na 6 rano w czwartek 14.02, oczywiście hiszpańskie spóźnienie nie było tu uwzględnione. Mniejsza o to, przed 7 ruszyliśmy w trasę. Większość ludzi, aby nie zaspać na wycieczkę, postanowiła po prostu nie iść spać, tylko imprezować, zwłaszcza, ze była środowa impreza w Varadero... Ja postanowiłam choć trochę zebrać siły na imprezowy weekend, ponieważ wiedziałam, ze dużo będzie się dziać :)

wtorek, 12 lutego 2013

Czas ucieka mi przez palce

Kolejny dzień minął nim się obróciłam... One biegną zbyt szybko. Chciałabym się zatrzymać na chwilę, wziąć głęboki oddech i po prostu się zrelaksować. Ale stale jest coś do zrobienia... Zmiany, które wprowadzam do swojego życia są powolne i mają sprawić abym efektywniej wykorzystywała swój czas. Więc wprowadzam kolejne zmiany zgodnie z '30 days to change' zorganizowałam listę swoich celów w roczny grafik, dodatkowo zapisałam kilka innych celów, które niespodziewanie przyszły mi do głowy. Żeby zrealizować wszystkie cele muszę przestać się lenić i spędzać czas na facebooku! 

niedziela, 10 lutego 2013

Piątek weekendu początek

To mój pierwszy semestr od 3 lat kiedy znów mam wolne piątki! Jak przyjemnie jest pospać dłużej, a potem trochę poleniuchować... W czwartkowy wieczór ustaliłyśmy grafik sprzątania i inne codzienne sprawy z dziewczynami i wypadła mi kuchnia w tym tygodniu - chciałam tego bo nie lubię pracować kiedy dookoła mnie wszystko jest brudne...
Muszę je jeszcze tylko uświadomić, że po sobie też trzeba wytrzeć stół czy piec bo nadal tego nie robią... Jak można tak żyć? Kiedy mieszkałam w akademiku zawsze mnie to zastanawiało  jak dziewczyny mogą tak syfić. Ale jak widać takie rzeczy nie tylko w Polsce.
Po dwóch godzinach sprzątania, wycierania kurzy i szorowania udało mi się doprowadzić ją do zadowalającego mnie stanu. 

Wieczorem odbyła się wspólna kolacja - Welcome dinner, w restauracji 'Il Borsalino' na dole - musiałam zjechać windą i obejść budynek. Jak miło jest mieszkać 'w centrum'. Kolacja tak jak poprzednio była wyborna.

Siedziałam i rozmawiałam trochę z Julie, trochę z Rut, trochę z chłopakami z Niemiec, czy jeszcze kimś. Stałam się tu naprawdę towarzyska, zawsze mam o czym z nimi rozmawiać. Choć nadal nie rozumiem zagrywek chłopaków, ciekawi mnie niezmiernie co też Sergio im powiedział.

sobota, 9 lutego 2013

1 Euro Bar & Fat Thursday

FOR ENGLISH LOOK BELLOW

W środowy wieczór, czyli po godzinie 21 :P umówiliśmy się na piwo i tapas w "Cervecería 100 Montaditos" - wśród Erasmusów znany jako 1 euro bar. Montadito to rodzaj przekąski(tapas), np. kawałek bagietki z łososiem albo serem, podawana do piwa czy sangrii. Wszystko po 1 euro :)
Przy piwie (lub jak w moim przypadku przy sangrii) dobrze się rozmawia. Dlatego też ucięłam sobie ciekawą  rozmowę z Julie, moja rówieśniczka z Belgii (przesympatyczna, ale o tym później) i Israelem, moim przyjacielem z Meksyku - to ten od salsy. Rozmawialiśmy o tym czego większość ludzi szuka, jaki jest nasz typ partnera etc. okazało się, że obie z Julie chcemy tajemniczych, niebezpiecznych mężczyzn, a nie uroczych chłoptasiów, co Israel skomentował jednym zdaniem: "potrzebujecie Meksykańczyka!" - no bo co innego mógł powiedzieć. Stwierdził, że wszystko czego chcemy od faceta oni posiadają, dodatkowo zostali wychowani w takiej kulturze, że szanują kobiety i o nie dbają, no i mają taniec we krwi.
No to nie pozostaje nam nic innego jak tylko kupić bilet do Meksyku i szukać tam męża :P
Kiedy w końcu usłyszeliśmy, że powoli będą zamykać przenieśliśmy się do el Varadero, gdzie odbyła się cotygodniowa "Erasmus' party". Bawiłam się wyśmienicie do momentu kiedy zauważyłam, że wszyscy wkoło są już pijani... Więc się zmyłam, co prawda większość znajomych nie była z tego faktu zadowolona, ale co zrobić - musiałam wstać na zajęcia o 9:30, a wstawanie tutaj jest ekstremalnie trudne. 
Kurcze szkoda, że kolejna noc przepadła, a ja nie znalazłam swojego grzejnika na te chłodne noce. Nie powiem, jeden kaloryfer mi się nawet spodobał, jednak jest spoza mojej ligi, więc trudno mi wystartować... No cóż moja nieśmiałość nadal wygrywa walkę z chęcią przygody. Życie.

piątek, 8 lutego 2013

101 celów

Jak już wspominałam postanowiłam trochę posprzątać w swoim życiu i w swojej głowie, dlatego pod wpływem inspiracji na blogu p.Edyty postanowiłam dać sobie 30 dni na zmianę swoich przyzwyczajeń i trybu życia. Wszystko po to, żeby lepiej wykorzystywać czas, przecież 24 godziny to aż  86 400 sekund w ciągu doby. Takiego potencjału nie można marnować na głupoty, a to właśnie robię. Popełniam podstawowe grzechy wymienione w poście. Spanie do późna, mało ruchu, uzależnienie od facebooka, niezdrowe jedzenie, no i oczywiście Lenistwo, z którym staram się walczyć. 
Ale w końcu powiedziałam DOŚĆ, jeśli dalej tak będzie to zmarnotrawię całego Erasmusa na nicnierobieniu...

środa, 6 lutego 2013

Strajk

W Hiszpanii ludzie też strajkują, co więcej strajkują studenci!!! Tak więc miałam dzień wolny. Wykorzystałam go na zakupy - a co innego można w tej mieścinie robić, nie licząc opalania się na plaży?
Tak więc wzięłyśmy z dziewczynami autobus do "miasta", żeby kupić hiszpańską kartę i telefonik - taki spisany na straty, ponieważ kradną tu na potęgę... Tak więc od dziś jestem posiadaczką Alcatela OT 292... Takie małe, ale urocze cudeńko poprzedniej dekady.
klein aber fein

Czas zacząć edukację

Spotkanie o 11 przy tak mroźnym poranku to zdecydowanie za wcześnie..
Ale jednak się zmobilizowałam i wstałam... Brrrr zimno...
Przed spotkaniem poznałam kolejne osoby, które tak jak ja będą studiować w Gandii - jest nas więcej niż myślałam.
W sumie nic więcej nie załatwiłam a spędziłam tam mnóstwo czasu... ale przynajmniej poznałam ludzi.
Fajni są...

Wieczorem kolejne spotkanie integracyjne... dominującą nacją byli Turcy. Myślałam, że będzie ich mniej tutaj, a więcej jakiś Skandynawów czy Niemców - choć tych też jest troszkę.
Ale najlepsza impreza była na smoke-breaku kiedy Israel i Ulises z Meksyku uczyli mnie salsy... fantastycznie, zwłaszcza, kiedy się to robi bez muzyki :)
jest grzejnik, jest ciepło
Na szczęście wieczorem włączyłam grzejnik, który choć troszkę nagrzał mój zimny pokój.

wtorek, 5 lutego 2013

Pierwszy weekend lutego

Sobotni poranek (pamiętajmy, że żyję czasem hiszpańskim) był bardzo smutny i zaskakujący zarazem...
Kiedy dzień wcześniej wspomniałam Lennartowi, że jak chce wyrzucić jedzenie to lepiej, żeby mi go przyniósł nie sądziłam, że aż tyle osób się o tym dowie...
W jednej chwili stałam się bogatsza o sałatę, marchewki, groszek, sól, pieprz, pomidory... i pół butelki gina... Niestety równoznaczne z tym był fakt, że musiałam się z wszystkimi, no prawie wszystkimi pożegnać. 


Cóż w końcu wiedziałam, że to nastąpi. Ale z tymi co zostali mieliśmy świetną ostatnią, pożegnalną imprezę w CocoLoco. Klub był pełny, a mówiąc to mam na myśli PEŁNY.W cenie wejściówki był drink... No to poszłyśmy do baru i zamówiłam "dobrego drinka" bo nie serwowali mojito. No i mi zrobił Gin tonic dlaczego ja???
No cóż za głupotę się płaci, następnym razem będę mądrzejsza.

Impreza była najlepsza z wszystkich do tej pory. Koncert na żywo dali saksofonista i skrzypek! Grali największe dyskotekowe hity - OMG !!!
dał czadu
To było niesamowite. Byli wszyscy moi nowi znajomi i poznałam jeszcze kilku innych - całkiem fajnych ciasteczkowych potworków. Fajni byli...

Egzamin egzaminem, a ja mam gdzie mieszkać

Środowe popołudnie spędzić miałam wyłącznie na nauce, ale jak to zwykle bywa, nic nie dzieje się po mojej myśli. Tak było i tym razem. To był jedyny możliwy czas, żebym na spokojnie mogła zobaczyć mieszkania, dlatego zdecydowałam się, że skontaktuję się z Sergio, jak pomyślałam, tak zrobiłam. Obejrzałam jedno mieszkanie - innych ofert nie miał...
Ale lokalizacja była doskonała, mieszkanie dupy nie urywa, ale widok rekompensuje wszystko. 
z jednej strony morze
z drugiej góry
"I take it" powiedziałam i otrzymałam do ręki klucze. 

Czas pędzi jak szalony

Dlaczego tutaj czas tak szybko ucieka? Wiem, że jak byłam we Wrocławiu to też pędził, ale nie aż tak... Niby te same 24 godziny, ale jakoś tak ta doba wydaje mi się krótsza, a przecież śpię mniej. Sama nie wiem.
Kolejny dzień przygody za mną. Czas na podsumowanie i wspomnienie drugiego tygodnia INTENSYWNEGO kursu języka hiszpańskiego.

Niedzielę spędziłam w piżamie na sofie, nie miałam ochoty ani wychodzić ani nawet się ruszać. Kac minął szybko, ale później czułam, że grypa mnie rozbiera - trzeba było jej zapobiec. Polopiryna, amol i do łóżka... Później został tylko katar i lekki ból gardła. Moim zdaniem to przez tą klimatyzację i wiatrzysko na dworze, jak można nie mieć ogrzewania w domu, gdy w nocy jest tak przeraźliwie zimno. Ok, jakbym miała kogoś kto by mnie grzał byłoby inaczej, ale nie mam!

W poniedziałek też się leniłam w łóżku i dobijałam resztki wirusów w organizmie, żeby wieczorem móc ucztować w Pizzerii Nico - pizza była mega smaczna, z pewnością się tam jeszcze na nią wybiorę...
z Christiną można rozmawiać całą noc

poniedziałek, 4 lutego 2013

Nowy semestr - nowa Ula

Po dwóch tygodniach intensywnej nauki ( i nie mówię tu jedynie o hiszpańskim :P ) czas na usystematyzowanie trochę trybu życia, a dzięki temu zaplanowanie i ogarnięcie wszystkich planów. Każdy dzień jest dobry na nowy start, właśnie dlatego dzisiaj 4.02.2013 roku zacznę nowy, zdrowszy, aktywniejszy i pełen wrażeń etap mojego życia. Inspirację do zmian znalazłam na moim ulubionym życiowym blogu Life Skills Academy
Pół roku temu pokazała mi go przyjaciółka i od niechcenia zajrzałam, jednak po przeczytaniu jednego posta, nabrałam ochoty na więcej... Dziś przy śniadaniu przeczytałam świeżynkę i stąd ten post. 

I am Me. In all the world, there is no one else exactly like me. Everything that comes out of me is authentically mine, because I alone chose it -- I own everything about me: my body, my feelings, my mouth, my voice, all my actions, whether they be to others or myself. I own my fantasies, my dreams, my hopes, my fears. I own my triumphs and successes, all my failures and mistakes. Because I own all of me, I can become intimately acquainted with me. By so doing, I can love me and be friendly with all my parts. I know there are aspects about myself that puzzle me, and other aspects that I do not know -- but as long as I am friendly and loving to myself, I can courageously and hopefully look for solutions to the puzzles and ways to find out more about me. However I look and sound, whatever I say and do, and whatever I think and feel at a given moment in time is authentically me. If later some parts of how I looked, sounded, thought, and felt turn out to be unfitting, I can discard that which is unfitting, keep the rest, and invent something new for that which I discarded. I can see, hear, feel, think, say, and do. I have the tools to survive, to be close to others, to be productive, and to make sense and order out of the world of people and things outside of me. I own me, and therefore, I can engineer me. I am me, and I am Okay. 
Virginia Satir


To właśnie ten fragment zmobilizował mnie do wyznaczenia sobie celów mojego życia, ale przede wszystkim celów na ten semestr, który będzie bardzo krótki i bardzo intensywny. To moja jedyna szansa, żeby zacząć od nowa, bez opowieści o mnie bez uprzedzeń, bez starych znajomych. Zdana tylko na siebie i na tę pozytywną stronę mojej osobowości ufam, że to będzie niezapomniane 5 miesięcy. Cele i plany określę po południu, siedząc na plaży i delektując się słońcem:).



Co się działo w zeszłym tygodniu w Gandii? O tym w następnym poście, bo teraz muszę uciekać na uczelnię na oficjalne powitanie (przynajmniej na początek chcę być punktualna).