Moja Mama powtarzała mi to powiedzenie od małego... Biorąc pod uwagę fakt, że byłam dość niepokornym dzieckiem (delikatnie mówiąc), zawsze mającym własne zdanie i nierzadko walczącym nawet z dorosłymi o to kto ma rację, podziwiam Ją, że się nie poddawała i wierzyła, że w końcu te słowa nie tylko usłyszę, ale też zakoduję, a w końcu zacznę nimi żyć.
Długo mi zajęło zrozumienie, że bycie pokornym wcale nie oznacza bycia popychadłem innych.
Każdego dnia na nowo muszę pouczać siebie, żeby być pokorną, żeby się nie przechwalać, żeby najpierw słuchać, a dopiero potem mówić, żeby nie osądzać drugiego. Tak łatwo popaść w próżność...
Od momentu kiedy zaczęłam się interesować rozwojem osobistym, motywacją, pracą nad sobą i wiarą w siebie, pojawił się kłopot godzenia pewności siebie i bycia pokornym w swoim działaniu, bez fałszu i zakłamania...
Droga do próżności to taki niewidoczny proces, kiedy ze swoją wiedzą i umiejętnościami wychylamy się przed tłum, chcąc innym pokazać kierunek, i nagle bach! zamiast inspirować oceniamy, zamiast pokazywać kierunek zastanawiamy się jak można go nie widzieć...
Wydawało mi się, że dzieląc się z innymi moją wiedzą mogę im tylko pomóc, nie pomyślałam jednak o tym, że sposób przekazu jest niesamowicie istotny! Słowa, których używam, czy też ton głosu mają ogromny wpływ na to, jak zostanę odebrana ja, a także to, czy ktoś przyjmie to co mówię, czy tylko wysłucha mnie z grzeczności.
Wydawało mi się, że skoro w końcu udało mi się zbudować pewność siebie, tak że nie krępuje mnie już rozmawianie z obcymi, to przecież spokornienie będzie powrotem tej "szarej myszki", którą nie chcę już być. Teraz wiem, że to zupełnie nie o to chodzi.
Ad 1 jestem absolutnie świadoma swojej niedoskonałości Ukrywanie swoich wad lub udawanie (zwłaszcza przed samą sobą), że ich nie ma nie jest rozwiązaniem, nad wadami należy pracować, aby wyciągnąć z nich coś dobrego. Pracę nad nimi można jednak zacząć dopiero wówczas, kiedy głośno przyzna się, że się je posiada - tak mi się przynajmniej wydaje. Dlatego zapoznałam się pewnego wieczoru z nimi i oznajmiłam, że raczej nie są mile widziane ;)
Ad 2 Tym Kimś jest dla mnie Bóg. Jedyny, który jest ponad nami, bo przecież my wszyscy jesteśmy braćmi - równymi sobie, więc nie ma nikogo mniejszego czy większego, ważniejszego czy mniej istotnego. To przed nim staję pokorna, bo wiem, że On w Swej Doskonałości stanowi niedościgniony wzór. Patrząc na innych staram się nie porównywać, nie oceniać, mimo to często łapię się na tych starych przyzwyczajeniach... W ten właśnie sposób przyjmuję postawę pokornego sługi.
Od dziecka, każdy z nas powinien modlić się aby Duch Święty nauczył nas pokory, tak wielu ludzi, w tym ja, ma z nią ogromny problem, wynikający niezrozumienia.
Dlatego codziennie modlę się by Bóg razem z Miriam nauczyli mnie pokory, On swoim wzorem Milczącego Baranka prowadzonego na niesłuszne skazanie, Ona swoim Magnificat - "bo wejrzał na uniżenie swojej służebnicy" (Łk 1, 48).
Wiele sytuacji w życiu pokazało, że moja Mama miała absolutną rację (a może raczej powiedzieć, że stare porzekadło jest niezmiernie aktualne) Pokorne cielę dwie matki ssie. Ale i ono nie chodzi stale z pochyloną głową, ale patrzy przed siebie z pewnością siebie, w końcu jesteśmy dziećmi Boga i możemy być z tego dumni ;)
Nos cum prole pia benedicat Virgo Maria!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz