czwartek, 12 maja 2016

Kobiece cierpienia Maryi

Jako kobiety zmagamy się z miłosnymi rozterkami, samotności i odrzucenia, trudnościami macierzyństwa, rozstaniami z dziećmi. Czasem jest ciężko, tak ciężko, że nie wiesz jak sobie z tym wszystkim poradzić, dobre rady przyjaciół, ich wsparcie pomaga tylko na chwilę - jak krótkotrwałe działanie środka przeciwbólowego na trwale bolące serce. Żeby zrozumieć czyjeś cierpienie trzeba przeżyć daną syuację, odczuć ją na własnej skórze, niestety niewielu ludzi z naszego środowiska przeszło tę samą lub podobną drogę.


Kilka dni temu dotarło do mnie, że Maryja - jako kobieta i jako matka przeszła przez to wszystko, dlatego w pełni może zrozumieć nasze cierpienie. Modlitwa i prośba o Jej pomoc może przynieść nam prawdziwe ukojenie.


Maryja, jako młoda kobieta, została odrzucona przez tego, którego pokochała, o którym myślała, że Ją kocha - św. Józefa. Przecież jak się dowiedział, że jest w ciąży chciał Ją oddalić... Jak bardzo musiała cierpieć, tak po ludzku, po kobiecemu - większość z nas przechodziła przez takie złamane serce. Co zrobiła w tej sytuacji? Bezgranicznie zaufała Bogu, że wszystko będzie dobrze, że Boży plan nie wyrządzi Jej krzywdy, może nie będzie prosty i usłany różami, ale da Jej szczęście, którego nie potrafiła wyrazić. Tak też się stało, Jej ukochany wrócił, otoczył Ją opieką, razem stworzyli Rodzinę, która dla nas wszystkich powinna być wzorem.
A dalej?
Maryja, jako Matka, została niejako odrzucona przez swojego Syna, kiedy w Kanie zwrócił się do Niej "Kobieto", od tej chwili, aż do końca, nie nazwał Ją więcej Matką. Jak bardzo musiało cierpieć Jej matczyne serce, a jednak do końca Mu towarzyszyła, ponieważ ponownie całkowicie zawierzyła się Bogu. Jej matczyne serce urosło tak bardzo, że teraz znajdzie się w nim miejsce dla każdego, kto szuka Matczynej Miłości.
No i ostatnie cierpienie,kiedy straciła swoje dziecko. Chyba żadna Matka nie przeżyła straty swojego dziecka dwukrotnie, a Maryja tak. Pierwszy raz gdy Jezus w wieku 12 lat pozostał w Jerozolimie, a Maryja z Józefem szukali Go przez 3 dni! Jakże przerażeni musieli być! Nie potrafię sobie tego wyobrazić, jakie myśli przelatywały przez głowę Maryi, ile czarnych scenariuszy zdołała napisać, jaką gorliwość wykazała szukając Go, a kiedy Go odnalazła, skarcił Ją Jezus... Jak to musiało zaboleć - jak wiele Matek zna to uczucie, kiedy dziecko nie wraca o określonej godzinie... Wszystkie czarne myśli przychodzą, kiedy dziecko nie odbiera telefonu i nijak nie można się z nim skontaktować. A kiedy po godzinie czy dwóch dziecko wraca do domu dziwi się, że Mama robi aferę "o nic, o chwilę spóźnienia".
APEL:


Ale Maryja nie straciła dziecka raz, Ona straciłą Go aż dwa razy! Drugim razem znacznie boleśniej. Po całej męce: biczowaniu, cierniem ukoronowaniu, poniżeniach drogi krzyżowej, został bezwstydnie odarty z szat i nagi zawisł na Krzyżu, jak bardzo Serce Maryi musiało krwawić, jak musiała cierpieć wiedząc, że w żaden sposób nie może Mu pomóc, ulżyć. Myślę jednak, że Jej obecność pod Krzyżem była dokładnie tym, czego Jezus potrzebował - świadomość, że nie jest sam, że jest przy Nim ta, która pokochałą Go zanim się w Niej począł, która zaprosiła Go do siebie, do swego łona i swego serca przez radosne Fiat.
Czasem nasza obecność jest dokładnie tym, czego druga osoba najbardziej potrzebuje - nie słów, nie prezentów, ale naszego czasu, naszej uwagi, naszego spojrzenia pełnego miłości.


Życie przynosi nam ból, jednak powinniśmy w każdej sytuacji zawierzyć Bogu, On daje nam krzyż na nasze ramiona, który jest skrojony dokładnie na miarę, a jeśli nagle opadamy z sił lub ktoś z boku nam coś dorzuca na plecy, to On staje obok i pomaga nam go nieść.
Nie jesteśmy sami, mamy Tę, która zna nasze cierpienia, zawierzmy się Jej, Ona nas poprowadzi. 



                                                                                           Nos cum prole pia benedicat Virgo Maria!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz