Czy aby zacząć działać w swoim życiu musimy poznać Boży pomysł na nasze życie?
Czy musimy dostać od Boga mapę z zaznaczoną ścieżką naszego życia,
a przynajmniej z głównymi wskazówkami, którędy ta ścieżka prowadzi?
Czy aby spełnić Boży plan, Bóg musi nam objawić jakie jest nasze powołanie?
Czy musimy rozpoznać do czego Bóg nas wzywa,
żeby zrealizować to, do czego nas w życiu przeznaczył?
Rok temu byłam w trakcie pisania pracy magisterskiej, teoretycznie powinnam skończyć w czerwcu, ale moje działania i decyzje doprowadziły do tego, że wszystko się przeciągnęło o jakieś 6 miesięcy. Dlaczego?
Ponieważ zupełnie nie wiedziałam co dalej...
Od roku rozsyłałam swoje CV do różnych firm w Hamburgu (gdzie mieszkałam) i nic, nawet jednego zaproszenia na rozmowę kwalifikacyjną, nie wspominając już o realnej możliwości zatrudnienia... W głowie pojawiło mi się kilka możliwych wariantów na moje dalsze życie:
1. Znalezienie pracy w zawodzie w Hamburgu - no bo w końcu chyba musi się udać...
2. Doktorat w Sydney - bo możliwość poświęcenia się badaniu naprawdę ciekawego zagadnienia dałoby mi sporo frajdy.
3. Praca gdziekolwiek w Niemczech - jeśli nie ma nic w Hamburgu to może będzie w Berlinie, Monachium czy Frankfurcie (kolejna przeprowadzka nie stanowiłaby większego problemu)
4. Powrót do Polski - wyjście ostateczne jeśli żaden z powyższych nie będzie mógł zostać zrealizowany (bo przecież jak się nie ma pracy to i rachunków za mieszkanie się nie zapłaci)
Ten dylemat "co dalej?" doprowadził do tego, że tak naprawdę nie chciałam ukończyć studiów, bałam się tego co się stanie potem.
Wtedy szczególnie zaczęłam się modlić, żeby Bóg wskazał mi dokładnie, którą ścieżkę mam wybrać, czego On chce ode mnie i od mojego życia...
Modliłam się szczerze i głęboko o najmniejszą wskazówkę...
I wiecie co?
Nic, zero odpowiedzi. Jakby ogłuchł, był obojętny na moje prośby.
Ale postanowiłam dalej prosić, bo przecież kto kołacze, temu otworzą (Mt 7,7). I tak dni mijały, ja męczyłam moją pracę magisterską i martwiłam się co będzie jak skończę te studia...
Wszystko się zmieniło kiedy dotarły do mnie słowa z Ewangelii Mateusza (Mt 6, 25-34):
25 Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? 26 Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? 27 Kto z was przy całej swej trosce może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia? 28 A o odzienie czemu się zbytnio troszczycie? Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ani przędą. 29 A powiadam wam: nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. 30 Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, to czyż nie tym bardziej was, małej wiary? 31 Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? 32 Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. 33 Starajcie się naprzód o królestwo <Boga> i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. 34 Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy.
Ten fragment dał mi do zrozumienia, że tak naprawdę nie muszę poznać planu, ścieżki, którą Bóg mi przeznaczył - najważniejsze, że On wie jak ona wygląda. Bóg prosi nas jedynie o to, żeby Mu zaufać - w pełni, bezgranicznie, tak, jak małe dziecko ufa swojemu rodzicowi.
Cokolwiek Bóg stawia na mojej drodze ma służyć zbliżeniu się do Niego, ale również realizacji tego, do czego jesteśmy powołani.
Dlatego od tamtej chwili moja modlitwa zmieniła się. Zamiast prosić o ujawnienie mojego powołania w życiu, modlę się o wiarę, że to, co robię jest Bożym zamysłem, ufność, że moje działania są zgodne z planem Bożym, pewność, że cokolwiek dzieje się w moim życiu jest kontrolowane przez Boga i siłę by wytrwać, nawet kiedy nie rozumiem.
Minął rok, a ja patrząc wstecz widzę jak Bóg zdziałał wszystkie te niesamowite rzeczy w moim życiu - bez mojego stresu, bez obaw o jutro. Im bardziej ufam Jemu i Jego prowadzeniu, tym szybciej znajdują się odpowiedzi na pytania "co dalej?".
Nadal nie wiem do czego Bóg przeznaczył mnie w Swoim planie, ale dziś już wiem, że nie jest ważne żeby poznać na to odpowiedź. Tak naprawdę chodzi o to, żeby we wszystkim co robię dawać z siebie wszystko, a resztę pozostawić Jemu i ufać Mu bezgranicznie.
Moim zdaniem to jedyny sposób do zrealizowania Bożego planu w naszym życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz