Zdarzyło Wam się kiedyś, że przestaliście już mieć jakąkolwiek nadzieję, że to czego tak bardzo pragniecie, nigdy się nie spełni? Tak wiele poświęciliście, tak dużo czasu poświęciliście realizacji jakiegoś marzenia, a okazuje się, że życie i tak przyniosło co innego? Każdy z nas miał chyba jeden taki dzień, kiedy odczuł porażkę w realizacji własnych marzeń i celów, kiedy to okoliczności nie były sprzyjające, mimo że zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy...
Tak ja też miałam taki dzień, w marcu, kiedy otrzymałam informację, że nie przyznano mi stypendium na program Jemes CiSu...
Powiedziałam sobie jednak, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło i postanowiłam cieszyć się Wiedniem, planować swój pobyt, zorganizować zajęcia i mieszkanie.
Pamiętam dokładnie: nudny wykład z polityki ekologicznej (nie było przez pięć lat moich studiów nudniejszych oraz gorszych merytorycznie i pedagogicznie wykładów), poszukiwanie mieszkań w Wiedniu, szybkie sprawdzenie poczty i nagle świat się zatrzymał, a ja raz po raz czytałam otrzymanego maila...
O mało z krzesła nie spadłam, a ludzie pytali czy mają już czy za chwilę wzywać pogotowie ;)
To była cudowna wiadomość, następnie był telefon do mamy, whatsapp do rodzeństwa i euforia, kompletna euforia, że jednak się udało!
Cała droga po mojego Erasmusa Mundusa była długa, a pod koniec dość męcząca i pełna przeszkód, ale teraz kiedy siedzę w mieszkaniu w Barcelonie, klka tygodni zajęć za mną i mogę powiedzieć, że cieszę się, że wytrwałam i że mam tak cudowną siostrę, która cały czas we mnie wierzyła i mnie wspierała, ale po kolei...
O Programie jakim jest Erasmus Mundus dowiedziałam się na początku studiów, moja przyjaciółka kiedyś o tym wspomniała, ja sprawdziłam w sieci i postanowiłam, że kiedyś będę uczestniczyć w takim programie - międzynarodowe studia magisterskie. W sumie to tyle na ten okres, bo przecież do studiów magisterskich to jeszcze 3 lata (w rzeczywistości rozciągnęło się to na 4)!!!
Później zaczęłam kolejne studia i plany się pokomplikowały, bo sama nie wiedziałam co chcę właściwie robić, kim chcę być i który kierunek będę kontynuować na drugim stopniu...
I trwałabym w tej słodkiej niewiedzy, gdyby nie Jedliniok - mój zespół taneczny, z którym wyjechałam na tournee do Nowej Zelandii i Australii i zakochałam się w Sydney. To miasto żyło, żyło pełnią radości, szczęścia i koloru - przynajmniej taki obraz zachował się w mojej głowie. Zauroczona zostałam panującą tam atmosferą, uśmiechniętymi ludźmi i ich przyjaznym usposobieniem - w Polsce brakuje tego wszystkiego...
Później był "zwykły" Erasmus i moja pierwsza długa emigracja - 5 miesięcy na własną rękę, bez weekendów w domu, bez maminych obiadów, nowymi przyjaciółmi, nowym spojrzeniem na świat i tysiącem zdjęć na moim komputerze i historiach opisanych tu na blogu;)
Właśnie w Gandii, gdzie spędzałam swoje "erasmusowe wakacje" (w moim przypadku wcale nie takie leniwe) wszystko się zaczęło "na poważnie". Zaczęłam przeglądać możliwości wyjazdów, stypendiów, szkoleń i każdej możliwości powrotu do Sydney. Jedna ze stron jaką przeglądałam była strona Erasmus Mundus. No i znalazłam kilka opcji, kilka programów magisterskich z Australią w tle, ale tylko jedna związana z moimi studiami, tak naprawdę z dwoma moimi kierunkami, więc padło na JEMES :)
Potem była cała biurokracja, którą nie będę Was zanudzać, przygotowanie papierów, egzamin językowy, tłumaczenia matury, dyplomów etc., listy polecające... sporo biegania, a jak często u mnie bywało wszystko na ostatnią chwilę, za pięć dwunasta (a raczej pięć po). Ale właśnie dzięki mojej Siostrze wszystko skończyło się tym, że cieszę się pięknem Barcelony.
Po tych kilku tygodniach, mogę powiedzieć, że nigdy w ciągu pięciu lat moich studiów nie spędzałam na nauce tak dużo czasu, nie czytałam tylu nakuowych materiałów (nawet pisząc inżynierkę) ale wiedząc to wszystko i tak ponownie odpisałabym na tego kwietniowego maila wyrażając chęć udziału w programie - to jedna z najlepszych decyzji mojego życia!
Jeśli macie jakieś pytania dotyczące programu (choć powiem od razu, ze każdy Erasmus Mundus różni się od siebie pod względem i programu, i zasad aplikacji) piszcie, pomogę jak tylko będę umiała najlepiej.
Później był "zwykły" Erasmus i moja pierwsza długa emigracja - 5 miesięcy na własną rękę, bez weekendów w domu, bez maminych obiadów, nowymi przyjaciółmi, nowym spojrzeniem na świat i tysiącem zdjęć na moim komputerze i historiach opisanych tu na blogu;)
Port w Gandii |
Potem była cała biurokracja, którą nie będę Was zanudzać, przygotowanie papierów, egzamin językowy, tłumaczenia matury, dyplomów etc., listy polecające... sporo biegania, a jak często u mnie bywało wszystko na ostatnią chwilę, za pięć dwunasta (a raczej pięć po). Ale właśnie dzięki mojej Siostrze wszystko skończyło się tym, że cieszę się pięknem Barcelony.
Tak prezentuje się LISTOPAD w Barcelonie |
Maja - bez niej Barcelona nie byłaby taka sama |
Jeśli macie jakieś pytania dotyczące programu (choć powiem od razu, ze każdy Erasmus Mundus różni się od siebie pod względem i programu, i zasad aplikacji) piszcie, pomogę jak tylko będę umiała najlepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz