czwartek, 16 czerwca 2016

Ćwiczenia fizyczne, dieta i make-up

Długo trwałam w konflikcie moich przekonań, tego co mówiła mi Mama i tego co obecny świat postrzega jako piękne. 

Nie potrafiłam w sensowny sposób przekonać siebie do regularnych ćwiczeń, do tego, że makijaż wcale nie służy do maskowania kim jestem, że bycie katoliczką nie oznacza, że muszę zrezygnować z dobrodziejstw współczesnej kosmetologii, a wręcz przeciwnie korzystać z niej dla podkreślenia piękna... Ale od początku...
Moja Mama w całej swojej miłości do mnie zabraniała (a później odradzała - bo nie miała już na mnie takiego wpływu) korzystania z kosmetyków malujących, argumentując głównie, że niszczą skórę, że i tak jestem ładna, że nie muszę... Podporządkowałam się, malować zaczęłam się chyba w liceum... Do dzisiaj potrafię wyjść bez makijażu z domu i się tym nie przejmować ;) za co mojej Mamie jestem ogromnie wdzięczna.

Drugi aspekt mojego konfliktu to obraz "idealnej" kobiety przedstawiany w mediach, który w znacznym stopniu odbiega od mojego odbicia w lustrze (a może to moje kształty odbiegają od "ideału"). Niestety nigdy nie miałam (i raczej mieć nie będę) tali osy, nóg aż po chmury i gęstych długich włosów. Dłuuuuugo próbowałam zrzucić dodatkowe kilogramy, które uwidaczniały się to tu, to tam na moim ciele - diety, ćwiczenia, inne diety i dużo słomianego zapału (kiedys stwierdziłam, że nie mogłabym być anorektyczką bo za bardzo lubię jeść ;) - to stanowczo uspokoiło wszelkie obawy mojej Mamy). Po latach wzniesień i upadków w tym wyścigu do "idealnej figury" nauczyłam się kochać swoje ciało takie, jakie jest. Wraz ze wszystkim krągłościami i fałdkami, a kiedy poczułam się dobrze i zaprzyjaźniłam się z tą kobietą w lustrze zauważyłam, że ludzie nie widzą tych "dodatkowych" kilogramów, nie oceniają mnie na podstawie tego jak wyglądam, ale raczej tego kim jestem. CO WIĘCEJ - mężczyźni też oceniają mnie na podstawie tego co mówię i jaki mam nastawienie (czytaj: czy się uśmiecham)! TO było dla mnie największym odkryciem, każda z nas jesli chce schudnąć, to robi to głównie z poczucia, że musi stać się bardziej atrakcyjna - a to wcale nie tak!!! Meghan Trainor ma absolutną rację w swojej piosence All about that bass (polecam posłuchać ;) )
Kiedy 4 miesiące temu zupełnie odrzuciłam pomysł odchudzania i starań o zrzucenie kilogramów moje ciało odetchnęło z ulgą i co ciekawe ten wydech ważył kilka kilogramów! Moja waga pokazuje cyfry, których nie widziałam od 5 lat! Bez żadnych wysiłków, ekstra diet i wizyt na siłowni! 

Choć tu od razu muszę sprostować - od dłuższego już czasu staram się jeść zdrowo! Unikam dużej ilości węglowodanów i nabiału (zwłaszcza żółtego sera - choć go uwielbiam!) no i słodyczy - ogólnie przestały mi smakować, choć czekoladę chętnie zjem, to tak jak kiedyś byłam w stanie pochłonąć całą tabliczkę, tak teraz jest mi zwyczajnie za słodka! Dlatego kiedy najdzie mnie ochota na słodycze to albo kupuję czekoladę (zazwyczaj Lindt gorzką) albo robię je sama - mus czekoladowy z awokado lub lody z banana i mrożonych malin/truskawek/jagód - najlepsze, a do tego zdrowe!
W związku z tym, że jem jakościowo lepiej, ilościowo jem mniej - może się to wydawać dziwne, ale naprawdę produkty świeże i nieprzetworzone dają więcej energii ciału i lepiej są trawione! 

Trzeci element układanki to aktywność fizyczna. Jestem typem, który potrafi przesiedzieć cały dzień i absolutnie nie mieć wyrzutów sumienia w związku z tym! Jednak lubię też się ruszać - chodzenie po górach, jazda na rowerze, narciarstwo, taniec to tylko nieliczne z aktywności, które praktycznie mogłabym robić cały dzień i się nie znudzić! Jednak znalezienie czasu na ćwiczenia jest u mnie dość trudne - zawsze jest coś "ważniejszego" do zrobienia. Ćwiczenia nigdy nie były na liście moich priorytetów, dlatego długo odkładałam je na później. 
Wiem jednak, że dobrze mi robi ruszanie się, dlatego postanowiłam biegać - po 5 km trzy razy w tygodniu i tego się trzymam! Jak udało mi się przestawić szufladki w głowie, aby to bieganie stało się stałym elementem tygodnia? 
Słuchałam kiedyś Tony'ego Robbinsa i on powiedział bardzo mądre słowa, które do mnie jako Katoliczki bardzo przemówiły. 

Bóg we mnie mieszka. Codziennie zapraszam Go do mojego serca. Staram się, aby to serce było czyste, aby moje grzechy nie blokowały Mu drzwi. Jednak Tony zwrócił uwagę, że skoro Bóg mieszka we mnie, to moje ciało jest niejako świątynią. Przecież dbamy o budynek kościoła w parfiach - sprzątamy go, dekorujemy kwiatami, malujemy, gdy ściany poszarzeją... 

O ile bardziej powinniśmy więc dbać o świątynię, jaką jest nasze ciało??? 
A jak tego dokonamy? - Dbając o siebie, ćwicząć, aby być w dobrej kondycji!!! 

Te właśnie słowa (tutaj sparafrazowane przeze mnie) pomogły mi znaleźć równowagę. Bycie Katolikiem dla mnie nie polega tylko na modlitwie, ja chcę być piękna dla Boga, chcę aby moje ciało było najpiękniejszą świątynią dla Niego. Stąd też dbam o mój makijaż, ciało i ubiór, a z domu nigdy nie wychodzę bez uśmiechu - najpiękniejszego elementu mojego stroju. A wszystko aby Ten, który kocha mnie najbardziej, mógł podziwiać moje piękno w całej pełni. 
To dla Niego staraj się i Ty być najpiękniejszą - ukarz swoje wewnętrzne piękno przez podkreślenie swojej urody i dbanie o siebie na codzień!




                                                                                           Nos cum prole pia benedicat Virgo Maria!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz